Hau, kola! Jak się masz przyjacielu?

W środę drugiego tygodnia „Wakacji z Centrum” wędrując wśród malowniczych łąk i pagórków, dotarliśmy do Indiańskiej Wioski w Szczyrzycu usytuowanej w starym beskidzkim sadzie.

Odtworzyliśmy życie Indiańskiej Wioski przywołując scenki z życia i obrzędy rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej.  Zobaczyliśmy naturalnej wielkości, malowane i w pełni wyposażone tipi, w którym  znajdowała się replika sukni ślubnej wyposażona w 300 łosiowych zębów, torby z surowej skóry, indiańskie „szuflady”,  nosidełko pracującej mamy dla małego oseska, fajka pokoju, instrumenty muzyczne, mokasyny, czyli indiańskie buty z naturalnej miękkiej skórki. Zobaczyliśmy też indiańską świetlicę, czyli wielki namiot zwany tio-tipi, mogący w swym wnętrzu pomieścić nawet 50 osób. Kolejny z namiotów, który poznaliśmy był to warlodge, specjalny namiot wojenny wyposażony we wszelkie atrybuty niezbędne każdemu wojownikowi: łuki, , tomahowki, toporki kamienne, czy piękne pióropusze, w których ilość piór wskazywała wielkość dokonań wojownika.

Podczas wędrówki po indiańskiej wiosce dowiedzieliśmy się także, jak kobiety wyprawiały skóry; dlaczego świętą fajkę nazwano fajką pokoju; w jaki sposób dokonywano pochówku wojownika i co wraz ze śmiercią męża robiła na znak żałoby jego żona.  

Dodatkowo skorzystaliśmy atrakcji wywołujących ogromne emocje: strzelaliśmy do tarczy z indiańskiego łuku, szaleliśmy na „kręciołkach”, ćwiczyliśmy zręczność na równoważni Szoszonów i mimo braku śniegu, przebrnęliśmy przez wyścigi na trzyosobowych nartach.

Na warsztatach robiąc amulety z naturalnej skórki, rzemyka, piórek, podpisanych własnym odciskiem palca spędziliśmy twórczy, artystyczny czas, który umilała nam opowieść o młodym Indianinie – Czerwonej Chmurze.

A na koniec kiełbaska z grilla podreperowała zużyte podczas indiańskich harców ubytki energii. Fajnie było! Cóż trzeba było nam więcej?

Marta Tyrpa

(JK)