Szczęśliwe wydarzenie pełne niespodzianek

Wydawałoby się, że nic nie może już zaskoczyć w prężnie grywanym i widniejącym od dwóch lat na afiszu spektaklu „Szczęśliwe Wydarzenie” Sławomira Mrożka wykonanym przez doborową aktorską obsadę maskowiczów.



Piątkowy wieczór ze sztuką wyśmienitego polskiego twórcy teatru absurdu, Sławomira Mrożka – pisarza wielokrotnie obieranego na warsztat przez Teatr Maska, miał się zakończyć wielkim „bum”, jak na finał tej sztuki przystało.
Nic nie zapowiadało, że ten spektakl oprócz brawurowej gry aktorskiej i zaplanowanego reżysersko jego przebiegu, będzie okraszony kilkoma chochlikami. Nieplanowane „urozmaicenia” nabierały tempa. Spokojny I akt to tylko leniwe preludium do kulminacji, nabierających rozmachu od stępu do galopu kolejnych dwóch aktów.

Ale o co chodzi w sztuce i przedstawieniu?  Pierwszy akt leniwie wprowadza w rodzinne koneksje, w których dziadunio dyktator rozdaje karty (choć jego samego dopiero poznajemy w akcie drugim).  Żelazne zasady prokreacji (a właściwie jej braku) panujące w domu za sprawą Dziadka (niesamowita kreacja Mateusza Droździewicza), ma zniwelować pojawienie się w domu nowego lokatora – Przybysza (w tej roli przeuroczy Marek Andruszczyszyn), którego podstępnym anonsem w gazecie zwabia Syn Dziadka (doskonała rola Piotra Golonki). Pierwszy akt nakręca tryby coraz to szybszej akcji kolejnych perypetii  rodziny zdominowanej apodyktycznością Dziadka. Scena popijania nalewki przy stoliku przez Męża i Przybysza, wokół którego gospodarz misternie zarzuca przynętę – bawi nas majsterszyk gry aktorskiej, ale to dopiero  wstęp do popisów wszystkich aktorów w kolejnych aktach.

Drugi akt rozpoczyna się w wielkim łożu, jedynym miejscu do snu dla wszystkich domowników… Scenę w błękitnych ciemnościach, jak przy blasku księżyca dominuje postać siedzącego na środku łoża Dziadka… No prawie błękitne ciemności, bo w scenę wkrada się pierwszy chochlik rozpościerający przestworza kurtyny nie w tym świetle i nie we właściwym momencie – ale nic to, nie z takich opresji teatr wychodzi obronną ręką i z pokerową miną gra dalej…

W drugim akcie poznajemy też Żonę, która również marzy, o ujarzmieniu egoistycznych zapędów Dziadka, nie pozwalającego na poczęcie spadkopbiercy. Rolę Żony i zarazem Synowej doskonale wykreowała Joanna Gądek. Mimo, że to aktorka o dwudziestoletnim maskowym doświadczeniu, grająca już na różnych scenach i w niezliczonej ilości przedstawień, można śmiało powiedzieć, że spektakl ten wzbogacił Ją o nowe, nieznane dotąd sceniczne doświadczenia.

Drugi akt nabiera totalnego tempa. Leniwa noc nabiera ekscytujących rumieńców, za sprawą Przybysza, który w końcu wypełnia swoja powinność. Szczęśliwy jest Dziadek (przynajmniej chwilowo) i szczęśliwi są małżonkowie, na których choć przez chwilę nie skupia się języczek uwagi. Wszystko za sprawą Przybysza… I kiedy koniec drugiego aktu ma eskalować szaleńczymi emocjami i wszyscy bohaterowie w popłochu mają zniknąć za kurtyną… ta odmawia posłuszeństwa! Może na szczęście w pozycji odsłoniętej… bo akt III mógł nastąpić, mimo, że przygotowania do niego musiały się odbyć na oczach widzów. No cóż i ten chochlik nie przeszkodził w całkiem dobrych nastrojach widzów i prawie niestremowanych aktorów.

Wielkie „BUM” III aktu miało się dopiero zacząć, wraz z pojawieniem tak długo oczekiwanego Dziecka – fenomenalna rola Ani Bębenek (nie łatwo grać spektakl w bobasowym body, pampersie i prawie całkowicei niewerbalnie). Kiedy aktorzy już gotowi do wejścia na scenę kończącego „Szczęśliwe Wydarzenie” III aktu, kolejny chochlik  przerósł wszystkich oczekiwania. Tym razem pochłonęła  wszystkich totalna ciemność. Żadnej niebieskiej poświaty księżyca, ani świateł roboczych. Jedynym światłem  rozświetlającymo mroki sokołowej sali były telefony komórkowe. I mimo pełnej nadziei zapowiedzi reżysera, Andrzeja Morawy, że to zapewne bezpieczniki, rzeczywistość rozwiała wszelkie nadzieje. Awaria wydawało się, że tym razem przekreśli szczęśliwość  piątkowego wydarzenia. Jednak dzięki cudownej Publiczności, która nie chciała zakończyć oglądania spektaklu po drugim akcie i przekonała zespół Maski, że są gotowi do obejrzenia finału w świetle rozpalonych na scenie świec, a także  latarek kilku telefonów komórkowych. Nie jest się w stanie w słowach opisać cudownych wrażeń, wspaniałego odbioru i bezpośredniego ciepła emanującego od Publiczności.

Wydawało się, że wszystko jest na przekór, że ten wieczór i  nieoczekiwane chochliki nie pozwolą zaliczyć go i  mrożkowego spektaklu do udanych. Nic bardziej mylnego. Było niesamowicie – za sprawą wspaniałych aktorów: Joanny, Ani, Mateusza, Piotra i Marka oraz naszej wyjątkowej Publiczności. Dziękujemy  za ten niesamowity i na pewno niezapomniany wieczór z Mrożkiem przy świecach.

obsada: Dziadek – Mateusz Droździewicz, Przybysz – Marek Andruszczyszyn, Mąż – Piotr Golonka, Żona – Joanna Gądek, Dziecko – Anna Bębenek.

Reżyseria – Andrzej Morawa. Charakteryzacja, opieka artystyczna – Marta Tyrpa

 Licencja na wystawienie utworu została wydana przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS.

Marta Tyrpa

(JK)

Fotogaleria ze spektaklu dostępna: TUTAJ