„WAKACJE Z CENTRUM 2008” – PRZEŻYJMY TO JESZCZE RAZ (aktualizacja: galeria zdjęć!)

Wakacje, wakacje… niektórzy spędzają je na wyjazdach, niektórzy – w mieście. My postaraliśmy się urozmaicić ten drugi aspekt i połączyć ciekawe „wypady” ze spędzeniem czasu własnie w naszej Skawinie. Efekt? Świetna zabawa – mile spędzony czas i nowi znajomi, a może nawet nowe przyjaźnie naszych pociech…?

Galeria zdjęć z „Wakacji z Centrum 2008”



A jak to się zaczęło?

     Począwszy od 30 czerwca do 21 lipca br. CKiS przygotowało dla dzieci z terenu miasta i gminy Skawina wakacyjną niespodziankę. W tym czasie wszystkie chętne osóbki ze szkół podstawowych, z wyjątkiem wycieczki do Kulkolandu – gdzie wręcz czekaliśmy na mniejsze pociechy, mogły odwiedzić kilka ciekawych miejsc. Projekt zrealizowany został dzięki pomocy Urzędu Miasta i Gminy w Skawinie, który sfinansował cykl wyjazdów w ramach programu dotyczącego „ochrony i promocji zdrowia oraz przeciwdziałania patologiom społecznym – działalność świetlic środowiskowych dla dzieci i młodzieży z terenu Miasta i Gminy Skawina”. Listy zapisów otwarte były od 18 czerwca i już w pierwszym tygodniu lipca, niestety, kilka zostało zamkniętych.

     Nasze pierwsze kroki, 30 czerwca, skierowaliśmy do krakowskiego ZOO. Okazało się, że „stare dobre ZOO” to stale aktualna rozrywka, żadne dziecko nie nudziło się obserwując, nie zawsze przewidywalne, zachowania zwierząt. Największa uwagę przykuły, jak zawsze, małpki… i te większe i te mniejsze, oraz „pielęgnacja kosmetyczna”… słonia .

     1 lipca wyjechaliśmy do Woli Radziszowskiej, by na moment przenieść się do miejsca będącego rekonstrukcją osady z epoki brązu. Osada jest efektem kilkuletnich prac na gruncie archeologii doświadczalnej, prowadzonych przez miłośników dawnej techniki i wytwórczości skupionych w Stowarzyszeniu Dziejba – organizacji zrzeszającej krakowskich studentów i licealistów. Stowarzyszenie podjęło próbę odtworzenia hipotetycznej wioski sprzed ponad 3 000 lat. Warto pamiętać, iż na każdym etapie budowy chat i warsztatów wykorzystywano narzędzia, jakimi dysponowali ludzie w epoce brązu, zatem przy użyciu siekier i noży z brązu, krzemiennych sierpów i pił oraz przyrządów z kości, rogu i drewna. Zanim jednak wszystkie dzieci miały możliwość podziwiać to archaiczne osiedle, pierwsze kroki skierowały do zabytkowego późnogotyckiego, pochodzącego z XVw., drewnianego kościółka w Woli Radziszowskiej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.

     Środa – 2 lipca to ostatni dzień w tygodniu, w którym mamy w każdym tygodniu przyjemność, wraz z dziećmi, wybrać się w wakacyjną podróż. Tego dnia odwiedziliśmy mającą niepowtarzalny urok, malowniczo położoną Lanckoronę. Piękno tej wioski wynika z zachowania oryginalnej drewnianej zabudowy z drugiej połowy XIXw. Z tej oferty skorzystali wszyscy amatorzy lepienia z gliny. W Lanckoronie udaliśmy się do Gminnego Ośrodka Kultury, gdzie ugościła nas Pani Janina Pietruszka, która poprowadziła warsztaty garncarskie. Grupa podzieliła się na dwie mniejsze. Podczas gdy jedni bawili się gliną, ucząc się technik i możliwości jej wykorzystania, drudzy pokonywali niemałe pagórki w drodze do ruin niegdyś „królujacego” na Górze Lanckorońskiej zamku. Dzisiaj możemy tylko domyślać się świetności dawnych murów, które wzniósł, jak donoszą źródła, Kazimierz Wielki w pierwszej połowie XIVw.

     Od poniedziałku 7 lipca kontynuowaliśmy nasze podróże…
     Tego dnia, około 9 rano żadna osoba nie mogła przewidzieć, jaką niespodziankę przygotuje nam pogoda. U większości, zatem, parasol stał się niezbędnym elementem „ekwipunku”. Na szczęście jednak okazał się on tym „przy pogodzie”.
     W poniedziałkowych planach „leżał” rejs statkiem po Wiśle, dzięki któremu przez kilkadziesiąt minut mogliśmy podziwiać, z „niecodziennego punktu widzenia”, krajobrazy… również nieoglądane codziennie. Największą jednak atrakcją okazała się możliwość przepłynięcia pod krakowskimi mostami! Największy zawód nastąpił natomiast w chwili, gdy okazało się, że niestety… „Nimfa”, tak bowiem nazywał się nasz „prom”, nie popłynie naokoło. Cóż, Wisła od wieków nie zamierza zmieniać kierunku, ani pokonywanej trasy. Przy okazji odwiedzin Krakowa przeszliśmy się wzdłuż dziedzińca na Wawelu, na więcej, niestety, nie pozwolił nam pędzący czas…

     Przyjemność odwiedzenia Tyńca, a dokładniej Opactwa Benedyktynów w Tyńcu, mieliśmy we wtorek. Tutaj serdeczne podziękowania składamy na ręce Ojca Szczepana Sztuki, który swoimi opowieściami potrafił przykuć uwagę nawet tych najbardziej niecierpliwych. Ponieważ Tyniec należy do jednych z najpiękniejszych obszarów Polski południowej, na ten dzień przewidzieliśmy także małe warsztaty rysunkowe… Po krótkim spacerze wałami wiślanymi znaleźliśmy w końcu miejsce, w którym urządziliśmy „polową pracownię artystyczną”. Przez kolejne kilkadziesiąt minut dzieci zajęły się tworzeniem prac związanych z tematem tynieckim. Musimy przyznać, że młody wiek to jednak niemałe możliwości kreatywne. Była to zatem okazja do urządzenia konkursu plastycznego, w którym nagrodzono dwie osóbki. W kategorii 6 – 9 lat zwyciężyła sześcioletnia Oliwka Kutermak, w kategorii 10 – 12 lat wygrał natomiast dziesięcioletni Dominik Łata. Uwagę Oliwi zwróciła znana wszystkim wiekowa studnia, znajdująca się na tynieckim dziedzińcu, Dominik zmagał się z innym wyzwaniem – w pasteli olejnej stworzył portret naszego przewodnika po Klasztorze.
Do wszystkich prac, jakie powstawały tego dnia, dzieci wykorzystywały kredki i pastele olejne.

     Głogoczów stał się celem naszej podróży w środę – 9 lipca. Malownicza okolica – mnóstwo lasów i zieleni, okazała się miejscem, gdzie ulokowana jest Wioska Nordycka a w niej hodowla sześciu psów polarnych rasy Alaskan Malamute oraz Greenlanddog. Opiekun piesków nie tylko zapoznał nas z codziennymi obowiązkami, z jakimi należy się liczyć, gdy odpowiada się za czworonożnych przyjaciół, ale także opowiedział nam o historii hodowanych ras – ich temperamencie, wilczych korzeniach. Nie omieszkał również przedstawić sprzętu i zapoznać nas z metodami treningu i szkolenia psów, których zadaniem jest ciągnąć zimą sanie. Okazało się, że psy północne są bardzo łagodne i z chęcią pozwalają się dotknąć lub pogłaskać, o czym każde dziecko samo mogło się przekonać. Dzisiaj do szczęścia naszym małym podopiecznym brakowało właśnie tego – zaprzęgu… „Gospodarze” znając jednak naturę dziecka nie zaprzestali na opowieściach o czworonożnych przyjaciołach człowieka, ale przygotowali także kilka innych atrakcji, takich jak strzelanie z łuku, czy zabawy integracyjne – wyścig narciarzy, chodzenie po pajęczynie oraz przenoszenie kielicha na pniu… W tym dniu, mimo iż pogoda zgotowała nam mało przyjemną niespodziankę – zaskoczył nas deszcz z gradem, każdą kroplę przeczekaliśmy w sporych rozmiarów wigwamie, w którym na zakończenie wycieczki urządziliśmy sobie „pyszną” ucztę przy ognisku.

     Tak zatem, niezauważalnie, przemknęliśmy przez niemal połowę wycieczek… przed nami już ostatnie cztery…

     Niestety pogoda nie chciała do końca wytrwać w dobrym nastroju i w najbliższy poniedziałek – 14 lipca, zgotowała nam niemałą niespodziankę. Nocna ulewa postanowiła, jak na złość, przetrwać jeszcze dzionek… Taki obrót spraw delikatnie pokrzyżował nam poniedziałkowe plany, które przewidywały wycieczkę do Kozich Kątów – rezerwatu przyrody w Radziszowie. Zmiana zamysłu nie oznaczała jednak nudnej wycieczki – jak stwierdzili nasi podopieczni, „było super”.
     Siła wyższa zmusiła nas zatem do odwiedzenia jednego z najczęściej uczęszczanych polskich miejsc pielgrzymkowych – Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, dopiero w następnej kolejności udaliśmy się w stronę naszego pierwszego „punktu przeznaczenia”. W Kalwarii mieliśmy okazję pozwiedzać urokliwy dziedziniec oraz pospacerować, równie ślicznymi, Drożkami Maryjnymi. W radziszowskim lesie, jako że pogoda nie sprzyjała długim wędrówkom, nasz przewodnik – Pan Marian Strzeboński, przekazał naszym milusińskim odrobinę wiedzy, tym razem na temat ciekawej flory lasu radziszowskiego. Na koniec wycieczki oczywiście zweryfikował możliwości koncentracji wszystkich słuchaczy przeprowadzając konkurs. Tych, którzy uczestniczyli w wycieczce do Tyńca nie ominęły pytania uwzględniające także wiedzę przyswojoną w tamtym miejscu. Najwięcej  z obu wyjazdów zapamiętały, jak się okazało dwie dziewczynki: dziesięcioletnia Kamilka Kubas oraz siedmioletnia Ania Klimas. Nagrody, tak jak w Woli Radziszowskiej i w Tyńcu, i tym razem „wymalował” nasz przewodnik.

     Wtorek wszystkich przepełniał niepewnością pogodową, jednak na szczęście wyjrzało słońce. W atmosferze ciekawości i przy „akompaniamencie” słońca mogła odbyć się jedna z bardziej edukacyjnych wycieczek – nie zawsze przecież mamy możliwość tyle dowiedzieć się na temat dawnego życia ludzi i przez kilka godzin, poniekąd, otrzeć się o nie…
     Dzisiejsza wycieczka do skansenu – Muzeum Nadwiślańskiego Parku Etnograficznego w Wygiełzowie, przebiegła bez większych zmian. Okazała się ona poniekąd podróżą w przeszłość – na miejscu dostępna była bowiem także wystawa strojów polskich, stąd wszystkie dzieci zobaczyły, jak przez wieki kształtował się ich krój, jak zmieniała się moda. Ponieważ okolice Wygiełzowa należą do jednych z ciekawszych i „bogatszych”, wyjazd „poszerzony” został o zwiedzanie dworu, zamku Lipowiec oraz kościółka w Babicach, pochodzącego z 1628r..

     W środę już od rana cały Sokół rozbrzmiewał jednym okrzykiem – „Kulkolandia, Kulkolandia!”. Dzień 16 lipca był bowiem dniem należącym do najmłodszych pociech – tych do lat dziesięciu. Pod Sokołem zebrało się bardzo wiele dzieciaczków, jednak, co nas nie mało zaskoczyło, na wycieczkę zdecydowały się wybrać nie tylko ci najmłodsi. Kulkoland nie był nowatorskim zamysłem – wiele dzieci już podczas ferii zimowych poczuło jego „smak”, lecz jak wtedy, także i dzisiaj budził tyleż samo emocji. Kto nie widział, nie uwierzy, ile siły znajduje się w tak małych ciałkach. Po wycieczce ładunek straconej energii wszystkie miały możliwość „doładować” przy zestawie Happy Meal.  

     Tak pomalutku zbliżyliśmy się do końca naszych wakacyjnych eskapad… Poniedziałek 21 lipca był ostatnim, w którym razem z naszymi maluchami mogliśmy pozwiedzać świat – tym razem, nawet całkiem dosłownie.
     Poniedziałek nie należał do dni, które można nazwać letnimi. Mimo wszystko miejsce, do jakiego dzisiaj zawitaliśmy okazało się tak interesującym, że ani deszcz, ani wiatr nie były w stanie popsuć humorów naszych małych wycieczkowiczów. Tego dnia odwiedziliśmy Inwałd i znajdujący się tam Park Miniatur. Była to wyjątkowa wycieczka, ponieważ za jednym razem każdy mógł „wstąpić” do miejsc, w rzeczywistości znajdujących się na całym świecie. Odwiedziliśmy, niemal równocześnie, przepiękne mauzoleum w Indiach – Tadż Mahal, zwane świątynią miłości, oraz Stany Zjednoczone, stając pod Statuą Wolności. Mogliśmy przyjrzeć się londyńskiemu Big Benowi oraz wznieść oczy ku, nie zawsze docenianej za jej walory wizualne, paryskiej Wieży Eiffela. Park Miniatur okazał się niezaprzeczalnie bardzo ciekawym miejscem spotkania z modelami najsławniejszych cudów architektury świata, poza wymienionymi widzieliśmy m.in. Colosseum, Krzywą Wieżę w Pizie, która, jak się okazało wcale w tym momencie nie jest tą najbardziej „krzywą”, czy Sfinksa… Oczywiście nie tylko na oglądaniu polegała ta wycieczka. W Parku zdołaliśmy dowiedzieć się wielu ciekawostek związanych z historią powstawania danej budowli. Czy wiecie np., że Wyspa Wielkanocna przez jej mieszkańców uważana była za „pępek świata”, a jeśli tak, to dlaczego… albo kto jest winny zniszczenia nosa „staruszka” Sfinksa?
     Czas spędzony w Parku okazał się nie tylko bardzo trafną lekcją geografii i historii w jednym, lecz także miejscem odpowiednim na relaks, znajduje się tutaj bowiem także Zielony Labirynt, czy Mini Lunapark… Istny świat marzeń – do szczęścia brakowało naszym milusińskim jedynie słońca…

     Dziękujemy wszystkim, którzy wybrali się z nami w tę oraz wcześniejsze podróże. Mamy nadzieję, że nie zabraknie Was także na kolejnych, które z pewnością… jeszcze się zdarzą…