usłyszeliśmy od wodza i szamana Indian Arapaho, którzy zaprosili nas do swojej wioski położonej w przepięknej malowniczej Dolinie Rezerwatu Potoku Rudno na Paśmie Orlej.
Piątkowe upalne przedpołudnie spędziliśmy na łonie natury z dala od miejskiego zgiełku, gdzie z punktu widokowego mogliśmy m.in.: zobaczyć Zamek Tenczyn w Rudnie. Ponadto niezwykle miło i intensywnie spędziliśmy czas na grach i zabawach wzorem dzieci z prerii.
By godnie zasymilować się z tubylcami wioski, przybraliśmy właściwe dla Indian barwy /nie koniecznie wojenne/. Następnie, wręcz tracąc, przez piekielny upał, oddech walczyliśmy o indiańskie sprawności. Dla wzmocnienia nóg i wytrzymałości na ból, bez grymasu cierpienia, przeszliśmy po ścieżce rozżarzonych węgli. Aby wzmocnić ręce, wdrapywaliśmy się po linie na stromym zboczu. Gibkość ciała wypracowaliśmy przechodząc pod liną, pokonując coraz to niższe od ziemi odległości. Niezmiernie ważna dla każdego Indianina jest równowaga, o którą też pieczołowicie zadbaliśmy, najpierw przechodząc suchą stopą po kamieniach, a potem po równoważni Arapaho.
Przeszliśmy też szlak zdobywców Dzikiego Zachodu, pokonując powierzonę nam zadania. Kiedy przygotowaliśmy odpowiednio ciało, mocne ręce i nogi, umysł i równowagę, byliśmy gotowi do walki o nowe sprawności, musieliśmy wykazać się zręcznością i szybkością działania. Zdobyliśmy cztery sprawności: zieloną, czerwoną, niebieską i czarną. Z sukcesem rzucaliśmy obręcze na bizonie rogi, łapaliśmy jadowite węże, łowiliśmy dzikie kaczki i strzelaliśmy z łuku do bizona.
W międzyczasie odwiedziliśmy wąwóz duchów i cmentarzysko wojowników, do którego słabi biali ludzie dostać by się nie mogli. My, wzmocnieni zdobytymi sprawnościami, spuszczając się po linie, wyśmienicie pokonaliśmy niezwykle wymagającą, stromą trasę. Usłyszeliśmy tam legendę o największym wodzu indiańskim, który stworzył świat. Wódz ten spacerując, potknął się o najwyższy szczyt i rozpadł na dwie połówki: kobietę i mężczyznę. Do dziś wódz szuka swojej „połowy” –; wybranki życia.
Poza tym każdy w dowolnej chwili mógł zwiedzać znajdujące się we wiosce oryginalne tipi, czy zakosztować pięknych widoków patrząc przez lornetkę z punktu widokowego „”Arapaho””. Można było też zaopatrzyć się m.in.: w indiańskie amulety, które raz dziennie mogą spełniać życzenia, czy łapacze snów, które jak legenda mówi, przepuszczają przez siebie do śpiącego tylko dobre sny, złe zaś więżą w sieci, by zginęły w świetle dnia.
Piatą sprawność skawińskim Indianom przyznają same opiekunki z Centrum, za miłe i grzeczne zachowanie podczas piatkowej wycieczki, która stała się sympatycznym ukoronowaniem pierwszego tygodnia „”Wakacji z Centrum””.