„Anielskie Zadanie” Andrzeja Morawy, w reżyserii Katarzyny Farbaniec, przekonuje nas, że obok codzienności istnieje także inny świat – nadprzyrodzony, który jednak w istotny sposób wpływa na każdy dzień.
W tej niezwykłej krainie, też jest mnóstwo problemów i przeplatają się one z naszą rzeczywistością. Michalina (debiut Roksany Nicieja), Gabriela (Sabina Przebinda) i Anna (Iga Juraszczyk), to uczestniczki Kursu Anielskiego, do którego jednak podchodzą dosyć lekko, co powoduje, że opiekun zajęć starszy Serafin traci w końcu cierpliwość. Dostają ostatnią szansę, ale zadania stojące przed nimi to nie przelewki i przekonują się o tym już przy pierwszym spotkaniu z Dominiką (debiutująca Patrycja Paluchowska), rozkapryszoną przedstawicielką młodego pokolenia. Anioły uczą się na bieżąco współpracy w grupie i dopiero osiągnięty przez Nie odpowiedni poziom oraz posłużenie się „fachowcami” (Maciej Such i Michał Szczyrbak jako brygada elektryków), powodują, że mogą przypiąć sobie pierwszą gwiazdkę.
Kolejne zadanie wcale nie jest łatwiejsze, a to za sprawą Klary (Daria Jaskuła, która debiutowała wczoraj w „Drań Teamie”). Klara szokuje poziomem wody sodowej, która uderzyła jej do głowy po osiągniętym sukcesie. Jej rodzeństwo Ala (Emilia Jastrzębska wczoraj również w obsadzie „Drań Teama”) i Piotruś (Maciej Such) zostało przez nią zepchnięte do roli przymusowych członków fan klubu, katowanych przymusem ciągłego słuchania nagrodzonej piosenki swojej utalentowanej siostry. Wejście listonosza (Dominik Sikora – debiut), oczywiście za sprawą Aniołów Kursantów, powoduje, że Klara nie tylko dostrzega w siostrze i bracie równoprawnych towarzyszy zabaw, ale nawet zaczyna mieć wyrzuty sumienia.
Zakończenie sztuki to wzruszająca opowieść o Marcie (Małgorzata Jasińska), która decyduje się na kradzież, chcąc pomóc chorej siostrze Zuzi (Cecylia Wyroba). I tu interwencja Aniołów okazuję się połowicznie potrzebna, ponieważ ludzie w osobach Mamy (Gabriela Pierzchała), sklepikarki Gryczkowskiej (Patrycja Konieczna – debiut) i policjanta (Bartosz Rydzewski – debiut), sami zaczynają współodczuwać i dogadują się. Nasze bohaterki mają to zadanie także zaliczone.
Na uwagę zasługuje także reakcja dosyć licznie zgromadzonej Publiczności. W scenach z udziałem „ziemskich” bohaterów, czy to za sprawą bliższej tematyki, czy też specyficznej, komediowej niemal gry aktorów, raz po raz wybuchała śmiechem, nagradzając młodych artystów gromkimi brawami. Dla odmiany sceny „anielskie” przyjęte były z powagą i oczywiście z nie mniejszym aplauzem.
Premiera, bo taki status miało to przedstawienie, niesie w lekkiej wydawałoby się treści, głębokie przesłanie. Autor zwraca uwagę na istotne nie tylko dziś, ale może obecnie szczególnie problemy młodych ludzi, którzy nie potrafią lub nie są w stanie zapanować nad sytuacjami życiowymi, które ich przerastają. Przewlekła choroba siostry, emocje związane z osiągniętym sukcesem, czy też syndrom dziecka wychowanego „bezstresowo”, stanowią współcześnie problem dla wielu nie tylko młodych ludzi. Na szczęście pozostaje jeszcze interwencja anielska…
Kto nie widział, niech żałuje.
Andrzej Bober
Natomiast wieczorem zobaczyliśmy premierę ze zeszłorocznego Tygodnia Teatralnego powstałą w oparciu o scenariusz Radka Figury „Ciotka z Brukseli”. Spektakl mimo, że stuknął mu roczek, wciąż należy do nowych, jeszcze nieogranych. W tej jego krótkiej historii, dziś zaprezentowaliśmy go dopiero po raz trzeci, stąd wciąż czujemy, że mamy w nim jeszcze coś do zrobienia, udoskonalenia. To podobnie, jak ze zdaniem egzaminu na prawo jazdy. Mamy je w ręce, ale czy to oznacza, że jesteśmy dobrymi kierowcami? Prawdziwa lekcja zaczyna się po jego otrzymaniu. Można w przenośni porównać sytuację startującego na drogi świeżego kierowcy do teatralnej premiery. Życie spektaklu otwierają jego kolejne odsłony. Wtedy właśnie zaczyna się prawdziwe życie przedstawienia, które nabiera barw, doświadczenia, scenicznej ogłady.
Dlatego z „Ciotką z Brukseli” wiążemy nadzieje na długotrwałe wpisanie jej w stały repertuar Maski. Tym bardziej, że tak licznie zgromadzona w sali teatralnej Pałacyku „Sokół” Publiczność, poprzez gromkie brawa podczas różnych scen, ciszę wywołaną uważnym słuchaniem i nierzadkie salwy śmiechu – dały nam odczuć, że spektakl podoba się i daje okazję do miłego i relaksującego sposobu spędzania wieczoru z aktorami Teatru Maska.
Sztuka zgodnie z tytułem, opowiada o cioteczce z Brukseli, której przyjazd do rodzinnego domu zamieszkałego przez jej siostrę wraz z mężem – pisarza i dorastające córki – powoduje nie lada ekscesy. W roli ekstrawaganckiej brukselskiej ciotki, zobaczyliśmy niesamowitą Katarzynę Gąsiorowską. Nie sposób nie zapamiętać tej nadzwyczajnej kreacji, którą Kasia tworzy tańcem, a właściwie szamańskimi podrygami, „zachodnim” akcentem, miłością i uzależnieniem od wróżenia z kart, zniewalającym uśmiechem i po prostu sobą.
Niezwykłą nadwyżkę energii można zauważyć u Tomka Okarmusa, który wcielił się w rolę Mateusza – szwagra Hali, czyli ciotki z Brukseli, a zarazem żony Jolki. Tomasz dwoił się i troił podczas całego spektaklu. Nie straszne mu gorąc na scenie, brak klimatyzacji, skarpety z prawdziwej wełny które dopełniają mu scenicznego image’u. W dodatku nigdy nie jest się pewnym, co wymyśli na bieżąco, czym podkoloryzuje swą postać. Praca z Tomkiem, zawsze zaskakuje.
Nieodłączną sceniczną partnerką Mateusza jest wciąż borykająca się z zabijającą migreną, żona Jolka, czyli w tej roli Basia Tomków. Nasza Basieńka w zeszłym roku debiutowała w Masce, ale od razu z wielką śmiałością wkroczyła na scenę. W „Ciotce” nie da jej się zepchnąć na drugi plan. Początkowo bierna, zmęczona, osłabiona bohaterka, później przeżywa prawdziwą metamorfozę życiowych zasad i własnego wizerunku.
Paulina Czopek i Justyna Pałka wcieliły się w role Beaty i Myszy, córek głównych bohaterów. Diametralnie różne siostry, nie znajdują raczej wspólnego języka, a dodatkowo ich relacje zaognia pojawienie się w ich domu Kuby, młodego studenta, na stanowisku sekretarza ojca – w tej kreacji Szymon Klimas.
Nie brakowało zabawnych, rodzinnych perypetii. Ale zwieńczeniem przedstawienia było odśpiewanie „Sto Lat” reżyserowi spektaklu Andrzejowi Morawie, który dzisiaj obchodził swoje 40 urodziny. Wraz z otwarciem po spektaklu kurtyny rozbrzmiał śpiew wszystkich obecnych aktorów Maski i Widzów, którzy na tę okoliczność wstali z miejsc. Andrzej Kajniak dodał swoje życzenia – puszczając piosenkę z filmu Jerzego Gruzy „Czterdziestolatek”. Trudno uwierzyć, że prawie połowę swoich lat, Andrzej spędził na pracy w Teatrze Maska i w Centrum Kultury i Sportu w Skawinie. Jeszcze raz składamy najserdeczniejsze życzenia, pomyślności w życiu osobistym, zawodowym i niekończących się pomysłów do realizacji na kolejne lata w pracy artystycznej.
Takim akcentem zakończyliśmy trzeci dzień Skawińskiego Tygodnia Teatralnego, było naprawdę wyjątkowo i do śmiechu i do wzruszeń…
Marta Tyrpa
(AŚ)
FOTOREPORTAŻ ZE SPEKTAKLU „CIOTKA Z BRUKSELI”
Sponsor:
