Czwartkowa premiera była ukoronowaniem, zwieńczeniem prezentacji naszego teatru podczas XI Skawińskiego Tygodnia Teatralnego. Sztuka “W gospodzie” Petera Turriniego, na motywach “Mirandoliny” Carlo Goldoniego w przekładzie Jacka Lachowskiego wywołała niespotykany dotąd aplauz i wręcz niekończące się owacje na stojąco…
Dwuipółgodzinny, trzyaktowy spektakl powstawał rok. Jest to nie lada wyzwanie zważywszy, że przez kilka miesięcy teatr pozbawiony był możliwości przeprowadzenia prób na scenie z racji remontu sali teatralnej, pracował na wąskim podeście przypominającym raczej wybieg dla modelek. Jednak ten chwilowy dyskomfort nie wpłynął na finalny efekt.
Dawno nie doznaliśmy takiej radości z przygotowań do premiery. Wszystkim udzielała się atmosfera podekscytowania i motyli w brzuchu. Z jednej strony czuć było napór tremy, z drugiej radość i niemożność doczekania się pierwszej odsłony kurtyny.
Dotychczas przyzwyczajaliśmy widza do skromnej, by nie powiedzieć ubogiej oprawy, raczej umownej i symbolicznej. „W gospodzie” było totalnym przeciwieństwem. Przygotowaliśmy spektakl z pełną scenografią, kostiumami, rekwizytami. Nie brakło nawet żyrandola (no, mógłby ewentualnie świecić – to taka dygresja żeby nie było za słodko). Fortepian, który zawsze jak balast ciąży na scenie podczas każdego przedstawienia, dziś był przepięknie komponującym się we wnętrzu gospody – wykorzystanym rekwizytem. Przedsiębiorcy z Podkrakowskiej Izby Gospodarczej wykonali metalową konstrukcję ścian, które materiałem niby tapetą obszyła Pani Danusia Ławniczek. Zresztą Pani Danusia jest „lekarstwem na każde zło”: na kolejne potargane przez Tomka Okarmusa spodnie, na brak kieszeni w marynarce Wacka, na urwaną kieszeń w spodniach reżysera, na starganą na klamce bluzkę aktorki, na obszycie obrusów, na przygotowanie herbatki, kawy i ciasteczek dla widzów serwowanych podczas wszystkich antraktów… Mieć taką Panią Danusię to prawdziwy skarb!
Dopełnieniem scenografii było znajdujące się w gospodzie piękne, sosnowe łóżko, którego sponsorem jest Firma Magnat, Producent Mebli Drewnianych i Materacy. Natomiast kultowa scena uwodzenia… przez żołądek do serca… odbywała się przy podanej na tacy dorodnej głowie dzika, którą specjalnie dla nas przygotował Marek Jarosz, scenograf i rekwizytor Opery Krakowskiej. A wszelkie te zabiegi służyły stworzeniu pełnej kompozycji, obrazu wnętrza gospody, którą wypełnili niesamowicie zdolni aktorzy Teatru Maska.
Sztuka wystawiona w czwartkowy wieczór jest inspirowana komedią Carlo Goldoniego. Rzecz dzieje się w nadadriatyckiej, pewnej gospodzie, którą nawiedzają poszukiwacze szczęścia usiłujący zdobyć majątek, oszustki i pozoranci. Jej właścicielką jest Mirandolina, twardo stąpająca po ziemi kobieta, nad wszystko ceniąca sobie wolność, gardząca wszystkimi mężczyznami dookoła, która wie, że wszystko, co osiągnęła, zawdzięcza sobie. Mężczyźni kręcący się wokół niej za wszelką cenę chcą jej udowodnić, że nie podoła samodzielnemu prowadzeniu gospody. W tej roli zachwyciła nas, zniewoliła wręcz swoim urokiem, wyczuciem sceny, tonacją głosu i ruchem i gestem pełnym świadomości kobiecej urody – Joanna Gądek.
W gospodzie pojawił się uszlachcony jeżdżący na wózku inwalidzkim Baron de Ciccio, którego służący Traspiro zwany Spoconym wozi i jak echo, asystuje mu w każdym jego słowie. W roli barona zobaczyliśmy niesamowitą kreację stworzoną przez Ramziego Bahlawana. Jego autoironia, potężne warunki głosowe i wręcz kabaretowe możliwości kreowania postaci pozwalają na stworzenie niezapomnianego obrazu rubasznego mężczyzny. Natomiast świetnie z rolą Spoconego poradził sobie 17-letni, debiutujący w Masce, Marek Stokłosa.
Kolejnym gościem Mirandoliny jest zdeklasowany zubożały arystokrata z Wenecji, Marchese d’Alfbafiorita, który przez bogaty ożenek szuka sposobu na ustawienie sobie przyszłości. Przezabawną postać Marchese stworzył Wacek Szwarc, który niesamowicie “oszlifował się” i rozwinął teatralne skrzydła.
Nie sposób nie zachwycić się kreacją Mateusza Droździewicza wcielającego się w rolę przedsiębiorcy Cavaliere Rippafratta, zatwardziałego przeciwnika kobiet, które wręcz napawają go (do czasu) wstrętem. To on jako jedyny mężczyzna w gospodzie, postrzega krytycznie Mirandolinę, do czasu kiedy ona nie podejmie wyzwania do złamania w nim najświętszych jego zasad i przekonań. Fantastycznie patrzyło się na tych dwoje, na podwójną grę, która pochłaniała widza bez reszty, pozwalała zapomnieć, że to teatr, przez którą byliśmy na chwilę podglądaczami czyjegoś życia.
Niezwykle barwnymi kreacjami, nie z racji kolorowych sukien, były osobowości stworzone przez Katarzynę Farbaniec, wcielającą się w rolę Dejaniry oraz Agaty Modrzejowskiej jako Ortensji. Obie Panie były komediantkami, aktorkami, które raczej wypadły z teatralnej obsady. Były zainteresowane intratnymi kontraktami na zamążpójście. Z racji umiejętności scenicznych łatwo dały się uwikłać w komediancką historię rodowego i zamożnego pochodzenia.
Kasia i Agata od razu skradły serca widzów. Nie da się oprzeć ich urokowi i umiejętnościom aktorskim.
A mózgiem operacyjnym intrygi był kelner Fabrizo pracujący w gospodzie Mirandoliny, który miał chrapkę nie tylko na jej właścicielkę, ale przede wszystkim na jej majątek. W roli kelnera o szemranym rodowodzie zobaczyliśmy Tomasza Okarmusa. Doskonale czuł się tej roli i dał nam to odczuć. Z lekkością i nonszalancją czasem, potrafił w pełni wykreować postać, która stanowiła centrum ogniska zapalnego intrygi.
Ta pełna komizmu sytuacyjnego historia młodej, lecz doświadczonej życiem właścicielki gospody – Mirandoliny wyśmiewa wciąż żywe stereotypy i odwieczną walkę płci. Wielokrotnie podczas spektaklu słyszeliśmy słowa Cavaliere, zagorzałego, zimnego i stanowczego w swoich poglądach, który niejednokrotnie podkreślał swój stosunek i pogląd na temat kobiet: „..kobieta jest godna wszelkiej wzgardy uwodzicielką (…) ucieleśnieniem grzechu, skaraniem męża (…) jej usta są pełne jadu, a oczy – mętne jak wody kanałów w upalnym słońcu..”, „… jest chorobą, przed którą każdy rozumny mąż strzec się winien.” Te słowa niejednokrotnie jak kalka cytowane były przez innych bohaterów. Czasem kobieta ukazywana była jako najgorsze zło, jak w oczach Cavaliere, czasem jako cud i utożsamienie anioła np. przez Marchese… Jednak finalnie okazuje się, że kobieta staje się tylko pretekstem, a nie obiektem westchnień i miłości, że tak naprawdę zakończenie sztuki zdziera bolesną maskę i obrazuje, że w życiu rządzą i ważne są wyłącznie pieniądze…
Reżyserem spektaklu był Andrzej Morawa.
Opieka artystyczna, charakteryzacja – Marta Tyrpa
Prawa do sztuki reprezentuje Agencja ADiT.
Marta Tyrpa i Karolina Kozanecka
(AŚ)
Sponsor:
