HOWG Indianom Arapaho…

… tymi słowy powitał nas wódz plemienia u progu bramy indiańskiej wioski, położonej w przepięknej, malowniczej Dolinie Rezerwatu Potoku Rudno na Paśmie Orlej.

Mocne promienie wyczekiwanego od dawna słońca nie oszczędziły nas podczas kilkugodzinnego pobytu we wtorkowe przedpołudnie w Zalasie. Spędziliśmy je na łonie natury, z dala od miejskiego zgiełku.

Obserwowaliśmy zamek Tenczyn w Rudnie z punktu widokowego, przybraliśmy właściwe dla Indian barwy, walczyliśmy o sprawności, przechodziliśmy po ścieżce rozżarzonych węgli, wdrapywaliśmy się po linie na strome zbocze, pokonaliśmy rzekę suchą stopą i równoważnię Arapaho.

Przeszliśmy też szlak zdobywców Dzikiego Zachodu, zdobyliśmy cztery sprawności: zieloną, czerwoną, niebieską i czarną. Z sukcesem rzucaliśmy obręcze na zwierzęce rogi, łapaliśmy jadowite węże, łowiliśmy dzikie kaczki i strzelaliśmy z łuku do bizona.

Odwiedziliśmy wąwóz duchów i cmentarzysko wojowników. Usłyszeliśmy tam legendę o największym wodzu indiańskim, który stworzył świat. Wydaliśmy, ciążące nam jak kamienie, pieniądze. Zaopatrzyliśmy się w indiańskie amulety, łapacze snów, korale, pierścionki i  bransoletki.

Posililiśmy się spalonymi lub, jak kto wolał, niedopieczonymi kiełbaskami – pieczonymi nad strzelającym pięknymi iskrami ogniskiem. Czas uleciał niczym ptak drapieżny… szybko i niepostrzeżenie… fajnie było, naprawdę fajnie!